ZAINSPIRUJ SIĘ
Pierwsze dziecko urodziłam, gdy miałam zaledwie 20 lat – pisząc maturę, byłam już w trzecim miesiącu ciąży. Ojciec córki, a obecnie również mój mąż, był ode mnie rok starszy. Może się to wydać dziwne, ale oboje bardzo cieszyliśmy się z perspektywy bycia rodzicami.
Nigdy nie pracowałam, a co za tym idzie – nie miałam żadnego doświadczenia. Gdy córeczka skończyła 10 miesięcy, zdecydowałam się pójść na studia pedagogiczne. Obowiązek utrzymania rodziny spadł wówczas na męża. Jak to często bywa w takich przypadkach, mieszkaliśmy z jego rodzicami, którzy mieli spory dom. Pierwsze trzy lata były dla mnie cudownym okresem – spędzałam dużo czasu z dzieckiem, dzięki czemu mogłam obserwować, jak się zmienia, dorasta, doświadcza nowych rzeczy. Niestety, po tym okresie błogostanu nadszedł moment, w którym ja musiałam pójść do pracy, a córka do przedszkola.
Pierwszy niekoniecznie najlepszy
Od ojca, który od lat wychowywał mnie sam, nie otrzymałam właściwie żadnego wsparcia, natomiast inni zapowiadali wszystko, co najgorsze: pracę na kasie w jakimś markecie, marne wynagrodzenie, życie od pierwszego do pierwszego… Z drugiej strony mieli sporo racji. W końcu co taka osoba jak ja, bez żadnego doświadczenia, ma do zaoferowania potencjalnym pracodawcom? Nic! Mimo to walczyłam – moje CV trafiło chyba wszędzie, gdzie szukano pracowników. Na szczęście cały ten wysiłek opłacił się, ponieważ bardzo szybko dostałam pierwszą odpowiedź. W równie zawrotnym tempie przeszłam rozmowę kwalifikacyjną i… zaczęłam pracować. Jako że była to jednak praca polegająca na, kolokwialnie mówiąc, „wciskaniu ludziom kitu” i nie liczyło się w niej nic oprócz jak najlepszych wyników sprzedaży, nie radziłam sobie zbyt dobrze i po niedługim czasie mi podziękowano. Jednak zamiast załamać ręce, zaangażowałam je w wysyłanie kolejnych egzemplarzy CV.
Bo ja potrafię
Schemat się powtórzył: szybka odpowiedź, szybka rozmowa, szybka decyzja o przyjęciu. Na szczęście kolejnym etapem nie było szybkie zwolnienie. Wręcz przeciwnie – radziłam sobie świetnie, a i zarabiałam całkiem przyzwoicie. Nie mogłam uwierzyć, no bo przecież jak to tak – dziewczyna bez żadnego doświadczenia zostaje jednym z najlepszych pracowników? Może i brakowało mi doświadczenia, ale zamiast niego miałam coś o wiele ważniejszego – ogromną motywację. Dobrze wiedziałam, że pracuję po to, by utrzymać dom, zapewnić dobre życie mojemu dziecku, odciążyć męża. To dawało mi siłę, a satysfakcjonujące wyniki pokazały, że nie potrzebuję niczyjej pomocy i sama potrafię osiągnąć sukces, zadbać o siebie i swoich najbliższych.
Pracuję tam do dziś, jednak obecnie jestem na urlopie macierzyńskim. Czuję, że będzie mi niezwykle trudno rozstać się z synkiem i wrócić do firmy, ale jednocześnie zdaję sobie sprawę, że to nieuniknione. Cóż, dałam sobie radę wtedy, dam i teraz, bo wiem, dla kogo to robię – dla tych, których kocham. Najbardziej na świecie.