ZAINSPIRUJ SIĘ
Mama, żona i menadżerka. Historia pełna pasji
- Anna Łabno - Kucharska
- 3 czerwca 2019
- 10 MIN. CZYTANIA
Aniu, Twoja przygoda ze State Street Bank w Krakowie rozpoczęła się 12 lat temu. Możesz opowiedzieć o swoich początkach w firmie?
Myślę, że nie mogłam sobie tego lepiej wymarzyć. Byłam na studiach, gdy State Street zaczynało w Krakowie i ja dołączyłam do zespołu. Na 4. roku wyjechaliśmy właśnie z całym zespołem na 3 miesiące do Irlandii i po szkoleniu wróciliśmy do Krakowa wyceniać fundusze. Pracowaliśmy w Zabierzowie w kameralnej grupie 70 osób, która szybko rosła. Można się było tam wykazać. Atmosfera była niepowtarzalna, a przyjaźnie z tego okresu przetrwały do dzisiaj. Wtedy godziłam pracę na pełnym etacie z zajęciami na uczelni i pisaniem magisterki wieczorami. A praca na próbę stała się zajęciem na dłużej!
Sukcesywnie rozwijałaś się i awansowałaś, a teraz zarządzasz sporym zespołem. Jak to wyglądało i czym teraz się zajmujesz?
Wyzwań nie brakowało od samego początku. W dziale funduszy irlandzkich przybywało zadań, a więc i odpowiedzialność była coraz większa. Ale ekipa, z którą pracowałam, zawsze stanowiła najmocniejszy fundament sukcesu. Po dwóch latach dostałam awans na stanowisko kierownicze i objęłam swój pierwszy zespół. Praca pozwalała się rozwijać, być samodzielnym i podróżować!
Praca z ludźmi, zarządzenie zespołem i dzielenie sukcesu z osobami, które są jego częścią, zawsze była mi bliska, stąd decyzja o wyborze drogi menadżerskiej, a nie indywidualnej. Na takie stanowisko też wróciłam, gdy już pojawiła się starsza córka – Kinga. Ścieżka kariery jest w naszej firmie tak skonstruowana, że kolejnym krokiem jest stanowisko menadżera kilku zespołów.
Po roku objęłam 3 duże zespoły, czyli w sumie około 40 osób, obsługujących strategicznego klienta dla State Street, jednocześnie współdzieląc zarządzanie działem z kolegami i koleżankami na tym samym stanowisku. Było nas wtedy kilkoro, wyzwań nie brakowało, ale czuliśmy, że mamy dużą odpowiedzialność za to, jak to wszystko funkcjonuje.
Jednocześnie, oprócz dziennego procesu, zawsze było bardzo dużo możliwości zaangażowania się w dodatkowe projekty, a także tzw. „komitety” zainteresowań, w których była szansa poznać kogoś nowego, czy zrobić coś dla współpracowników. Firma rozwijała się bardzo dynamicznie, a my dojrzewaliśmy, można powiedzieć, razem z nią, stając się jednocześnie doświadczonymi liderami.
Obecnie w nowym, bo zaledwie dwuletnim dziale obsługi klienta, przejmujemy z wielu europejskich krajów dodatkowe aktywności połączone z usługami wyceny funduszy oraz zapewniamy dostęp do danych i analiz dla naszych klientów. Mój zespół liczy obecnie około 90 osób, kilku managerów, kilkunastu team leaderów i specjalistów.

Spora grupa ludzi. Gratulacje. A ja chcę Cię zapytać o rozwój pod innym kątem. Dziewczyny, które do nas piszą, lub z którymi się spotykamy, często mówią o tym, że boją się tego, że pojawienie się dziecka przeszkodzi im w rozwoju zawodowym. Ty pięłaś się po szczeblach kariery i w tym czasie, pojawiły się Twoje córki. Jak pogodziłaś te dwa obszary Twojego życia: macierzyństwo oraz rozwój zawodowy?
W pewnym momencie po prostu przyszedł czas na decyzję, co jest większym priorytetem i postawiłam na macierzyństwo. Po prostu wiedziałam, że rozwoju zawodowego nie odpuszczam, tylko odkładam na później i że wszystko jest w zasięgu ręki, jeżeli się tego chce i ma się wystarczająco motywacji i zaangażowania.
Nie można się bać, trzeba zdecydować, w którą stronę chce się iść. Czy w macierzyństwo na pełny etat – wiele osób obecnie wybiera tę opcję i to szanuję – czy w karierę, czy jedno i drugie. Ja wybrałam ostatnią opcję, godząc się na to, że nie będzie łatwo, że będą wyzwania, trudne chwile, ale zmierzę się z tym.
Wiem, że to łatwo powiedzieć, bo w korporacji dużej i dynamicznej łatwiej jest wrócić po dłuższej nieobecności i nie trzeba się bać o utratę stanowiska. Niemniej, czy tu, czy gdzie indziej, zasada jest prosta – poprzez całe swoje życie zawodowe, trzeba zadbać o to, żeby być takim pracownikiem, na którego firma poczeka tych parę miesięcy. Budowanie swojej marki jest ważne każdego dnia, kiedy przychodzimy do pracy.
Ale do rzeczy. Pytasz, jak to pogodziłam.
Po pierwsze i najważniejsze to wsparcie męża, bez którego nie udałoby mi się w kluczowych momentach zmierzyć się z wyzwaniami. On ma dużo cierpliwości do mnie i do naszych dzieci.
Po drugie, założyłam, że nie odpuszczam – chce być dobrą mamą i dobrą szefową i staram się to realizować.
Po trzecie, to wsparcie przełożonego oraz współpracowników i ich wyrozumiałość, gdy trzeba się zmierzyć z wypadkami losowymi, chorobami i tym wszystkim, z czym przychodzi mierzyć się rodzicom.
Odwiedź profil State Street Bank w Bazie Pracodawców Przyjaznych Mamie!
A jakie rozwiązania, które są w State Street Bank cenisz sobie najbardziej, jako te, które umożliwiają Ci zachowanie równowagi pomiędzy życiem prywatnym i zawodowym?
Cieszę się, że zadałaś to pytanie, ponieważ pod tym względem wiele się zmieniło przez kilka lat w firmie. Porównując to, jak wróciłam po pierwszym i drugim macierzyńskim, teraz naprawdę rozwiązania technologiczne wychodzą naprzeciw rodzicom.
Przede wszystkim możliwość pracy z domu, zaoszczędzenia czasu na dojazd, gdy kluczowe są minuty i trzeba się niemal teleportować między domem a przedszkolem. Dla młodego rodzica praca z domu to jedno z największych udogodnień, które firma może zaoferować. Ponadto, mamy możliwość elastycznego czasu pracy. Firma też dofinansowuje prywatne przedszkola i żłobki, a aktywnie działający komitet skupiający rodziców w naszej firmie, wspiera mamy wracające do pracy, organizuje eventy dla dzieci i daje możliwość zaangażowania się w ciekawe projekty i poszerzenie horyzontów.
A pasje? Bywa, że kiedy pojawiają się dzieci, pasje idą w odstawkę. U Was jest inaczej, prawda? W dalszym ciągu podróżujesz, a właściwie to podróżujecie. Jak wyglądają takie wyprawy i czy dziewczynki chętnie w nich uczestniczą?
W młodości mieliśmy szczęście spotkać osoby, dzięki którym złapaliśmy bakcyla „włóczykija”. Taki pasjonat, przewodnik, druh, komendant, opiekun jest z perspektywy czasu na wagę złota. Przyjęliśmy, że chcemy dać naszym dzieciakom podobny start i pokazywać otaczający świat, ucząc samodzielności.
Może to zabrzmi górnolotnie, ale dzieci w niczym „nie przeszkadzają”, po prostu jesteśmy rodziną. Nie chodzi o to, żeby nagle przestać być sobą, tylko żeby nasze dzieci zarazić naszą pasją, bo część nas samych, to jest dla nas ważne.
Wiedzieliśmy od początku, że nie chcemy rezygnować z naszych podróżniczych zainteresowań, ale że je dopasujemy do potrzeb najmłodszych. Z drugiej strony, chcieliśmy im też pokazać to, na czym sami się wychowaliśmy: rajdy, kolonie, obozy, wyjazdy z dużą grupą znajomych (obecnie na wyjazdy jeździ drugie tyle dzieci), które mają niepowtarzalny urok… Nasze córki bardzo lubią nasz sposób podroży; bez zbędnych wygód, z namiotem, przyczepą, od schroniska do schroniska z ciężkim plecakiem. Czują się szczęśliwe, gdy całe obłocone na koniec dnia wsuną kiełbasę z ogniska i brudne wskoczą do śpiwora.
A pytasz, czy chętnie uczestniczą? Nie mogą się doczekać. Co tydzień pytają: a gdzie teraz jedziemy, kiedy będziemy spać w bacówce, kto z nami jedzie i dlaczego tak mało. Często spontanicznie realizujemy jakiś weekendowy wyjazd, organizujemy nocleg, ekipę i oczywiście zamawiamy pogodę.
Na pewnym etapie pomyślałam, że może są rodzice, którym brak odwagi i że może nasze doświadczenia pomogą się im zdecydować. Założyłam bloga (nieusiedzewmiejscu.blogspot.com), gdzie chcę pokazać im, że podróże z dzieckiem są możliwe. Podpowiadamy, jak się organizujemy logistycznie, co warto zobaczyć, gdzie już byliśmy, jaką trasę wybrać. Dzięki temu poznaliśmy bardzo wiele podobnie zakręconych rodzin i zbudowaliśmy nowe górskie przyjaźnie.
Nie ukrywam, że obecnie brakuje mi czasu na regularne wpisy. Zamiast przy komputerze czas wolę spędzić z córkami i one zawsze będą mieć pierwszeństwo. Ale udzielam się na kilku podróżniczych fanpage’ach, dzieląc się doświadczeniami i zawsze chętnie podzielę się jakąś wskazówką. Po prostu doba ma tylko 24 h, a w weekendy przecież zwykle nas nie ma.

Słucham i słucham tej wspaniałej opowieści i myślę, że aktywność to Twoje drugie imię. Czy myślisz, że Twoje cechy lub umiejętności pomagają Ci zarówno w pracy, jak i życiu prywatnym?
Myślę, że tak. Mam taką wewnętrzną motywację i ciągle mi mało, nie lubię nudy. Na plaży nie usiedzę, tylko muszę pływać, biegać, grać. Najlepiej być w ruchu. Po tygodniu siedzenia za biurkiem, w weekend chętnie szukam odpoczynku takiego, żeby się zmęczyć. Wiesz, żeby czuć, że żyję. Nasze wyjazdy organizujemy samodzielnie od pomysłu do planowania i realizacji. Stąd też często podejmuję się też w życiu zawodowym takich projektów, gdzie mogę działać, organizować, wymyślać, inspirować.
Znalezienie tego, co lubi się robić i w czym można się spełniać to podstawa! A powiedz mi jeszcze jedną rzecz. State Street Bank może kojarzyć się głównie z pracownikami, którzy są absolwentami takich kierunków jak finanse czy rachunkowość. Czy Ty poleciłabyś tą firmę dziewczynom, które na przykład świetnie posługują się językami obcymi lub mają doświadczenie zawodowe w bardziej miękkich obszarach?
Jasne! Zarówno języki, jak i umiejętności interpersonalne są bardzo ważne. Motywacja w zdobyciu doświadczenia w zakresie finansów jest dobrym punktem startowym, żeby zyskać wiedzę i umiejętności niezbędne do rozpoczęcia pracy, a następnie tą wiedzę uzupełniać. Firma ma bogate zaplecze szkoleniowe, cały zespół specjalistów, którzy czuwają nad rozwojem osobowym pracowników i ich umiejętnościami technicznymi. Znam kilka osób, którym zmiana profilu i start w nowej branży udał się z sukcesem dzięki wytrwałości i ciężkiej pracy. Także wszystko jest możliwe!
Aniu, bardzo dziękuję za rozmowę 🙂
Chcesz bliżej poznać firmę, w której pracuje Ania? Odwiedź profil State Street Bank w Bazie Pracodawców Przyjaznych Mamie!
Zdjęcia: własność Ani Ciężadło
