ZAINSPIRUJ SIĘ
Co dzień wstaje z kurami, nie gdy zadzwoni budzik, ale gdy macki małego potwora oblepią jej twarz, a z paszczy wydobędzie się gromkie: MAMO! Często w granicach 5.30. I nieważne co robiła wieczorem dnia poprzedniego, ile razy jej sen przerwało kwilenie, konieczność noszenia, tulenia, pojenia. Nie ma zmiłuj!
No i się zaczyna- dziecko na ręce w drugą garnuszek, pichcenie, szczebiotanie, zamiatanie rozsypanej kaszy, nie przez dziecko- to ona nie zauważyła, że na garnku jest przykrywka. A umknęło to jej uwadze, bo dalej jedną nogą jest w krainie Morfeusza.
Czy potem będzie tylko lepiej? Wręcz przeciwnie, dzień dopiero się zaczyna, a z każdą kolejną minutą nabiera tempa i wymaga od niej coraz większych nakładów energii. Przecież pragnęła dzieci jak niczego innego, więc czemu teraz narzeka? Marzy o czasach, gdy mogła delektować się porannym aromatem kawy bez potrzeby wyrabiania nowej funkcji- oczu dookoła głowy?
Bunt, poszła w gości i po raz pierwszy w życiu nie krząta się, nie pomaga, tylko bezczelnie wyciąga nogi na huśtawce ogrodowej i ze spokojnym sumieniem powierza pociechy tacie, babciom, ciotkom. Ale im nie w to graj, nie mija pięć minut gdy słyszy: „Te dzieci to w ogóle nie mają matki”. Oblewa ją złość, ma ochotę puścić wiązankę, ale nie może, to starsza osoba z rodziny męża, trzeba zachować fason. Przełykając gorzką pigułę odrzeka: „Jest sobota, a dziś dzieci mają babcie, tatę i ciocie, a mama odpoczywa”.
Mama tak wiele od siebie wymaga- że dopieści swoje dzieci zarówno pod względem emocjonalnym, dietetycznym i jeszcze ogarnie w międzyczasie zawodowe zlecenia oraz domowe obowiązki. Ile to jest etatów? Wystarczająco jak na jedną osobę, która ma prawo być zmęczona, ma prawo nie mieć na nic ochoty i czasem oczekiwać, że to inni będą wokół niej chodzić. Albo chociaż wokół jej dzieci…
Zdjęcie: freedigitalphotos.net