Skip to content
Logo Mamo Pracuj
Open menu
Pracuj

Znajdź wymarzoną pracę i pracodawcę.

Rozwijaj się

Pozwól się wesprzeć w rozwoju.

Inspiruj się

Sprawdź nasze propozycje dla Ciebie.

ZAINSPIRUJ SIĘ

Godzę obie role – mamy i pracownika – historia Agnieszki z Irlandii

  • Ewa Moskalik - Pieper
  • 15 sierpnia 2018
  • 14 MIN. CZYTANIA
godzę obie role mamy i pracownika
Urzekła mnie historia Agnieszki. Czyta się ją trochę jak książkę. Agnieszka to mama - bohaterka naszego cyklu #mama za granicą. Tym razem mniej o tym jak wygląda system wsparcia dla młodej mamy za granicą, a więcej o tym jak macierzyństwo nie przeszkadza w podróżowaniu, ale rozwija, dodaje skrzydeł, pozwala na rozwijanie swoich pasji i spełnianie się po prostu jako mama. Poznajcie historię Agnieszki, mamy trójki dzieci i zaraźcie się jej energią i pasją.

Agnieszko dzisiaj mieszkasz w Irlandii, ale Twoja przygoda z emigracją zaczęła się od Anglii. Opowiedz skąd decyzja o wyjeździe z kraju i jak to wszystko się zaczęło?

Do 30 – stki wiodłam bardzo zwyczajne i przewidywalne życie – studia z zakresu Informacji Naukowej i Bibliotekoznawstwa w Krakowie, ze specjalnościami edytorstwo oraz informacja naukowa, po dyplomie praca w bibliotece prywatnej uczelni biznesowej jako specjalista ds. informacji naukowej, po drodze różne kursy, awanse, studia podyplomowe z Informatyki Stosowanej, związane z tym nowe funkcje w pracy – w zasadzie praca była moją pasją i spełniałam się w niej.

Tuż przed trzydziestką, dostałam nową atrakcyjną propozycję pracy, zmieniłam miejsce zamieszkania, zaczęłam nawet remont domu, podpisałam umowę i pojechałam na krótki urlop w odwiedziny do kolegi ze studiów, który mieszkał w Anglii. To miało być parę dni na zwiedzanie Londynu, ale zakochałam się … podwójnie, i w nim i w Anglii.

Nalegał bym została już od razu, a skoro już podpisałam umowę, wróciłam do Polski, przepracowałam okres próbny, w zasadzie wykonałam pewien projekt, który bardzo wiele mnie nauczył i dał mi mnóstwo zawodowej satysfakcji, rozwiązałam umowę, uporządkowałam polskie sprawy i po trzech miesiącach przeprowadziłam się do Anglii.

Tam zaczęłam nowe życie, zupełnie inne od tego, które znałam, ale dość szybko się zaaklimatyzowałam, znalazłam pracę w biurze dużej firmy logistycznej, robiłam wszelkie możliwe brytyjskie uprawnienia, zdałam nawet brytyjską maturę z angielskiego i z matematyki, bo niestety moje dyplomy, certyfikaty i inne kwitki wydane przed wstąpieniem do UE, nic tam nie znaczyły. Moje doświadczenie z Polski również nie. Tam liczyło się lokalne.

Podjęłaś można powiedzieć męską decyzję i bardzo szybko zmieniłaś swoje życie 🙂

Tak, już po roku wzięliśmy ślub, znalazłam też inną pracę, prowadziłam biuro agencji pracy tymczasowej, a jakiś czas później zaszłam w ciążę. Pracowałam do końca i miałam plan, by po urlopie macierzyńskim wrócić do pracy.

Wszystko było ustalone z szefem, starszym angielskim gentlemenem, ale kilka dni przed powrotem, okazało się, że pan jest starej daty i w sumie uważa, że miejsce młodej matki jest w domu z dzieckiem. Byłam na niego wściekła, ale zachował się przyzwoicie, bo dał mi należną odprawę, a nawet nieco więcej, no i w pewien sposób miał rację.

Wracając do pracy musiałabym małe, 9 miesięczne dziecko zostawić z opiekunką, co w sumie nie wchodziło w grę, bo uważam, że albo jest się mamą albo zaangażowaną pracownicą. Nie da się tego pogodzić, a dzieci tak szybko rosną, że naprawdę warto z nimi spędzić te pierwsze lata, a nie zostawiać je z obcą opiekunką.

Rozumiem, że mogłaś sobie też materialnie pozwolić na pozostanie z dzieckiem w domu?

Miałam ten komfort, że na życie zarabiał mąż, a ja mogłam zajmować się dzieckiem i domem. A i Wielkiej Brytanii matki mają trochę więcej przywilejów niż w Polsce, jak na przykład lata spędzone z dzieckiem są kredytowane do emerytury, tak więc nie ma przymusu i tak ogromnego ciśnienia na powrót do pracy.

Moja praca nie musiała być źródłem dochodu, a raczej satysfakcji, możliwości rozwoju i spotkań z ludźmi, dodatkowych pieniędzy, ale nie za wszelką cenę.

Czy w czasie gdy byłaś z dzieckiem w domu robiłaś coś dla swojego rozwoju?

Tak, za pieniądze uzyskane z odprawy zrobiłam jeszcze kilka uprawnień i otworzyłam własną działalność gospodarczą – uczyłam Polaków angielskiego, Anglików polskiego. Zajmowałam się tłumaczeniami ustnymi, pisemnymi, po paru miesiącach nawiązałam współpracę z kancelarią prawną zajmującą się odszkodowaniami za wypadki komunikacyjne i w miejscach pracy. I to był mój największy zleceniodawca.

Przez półtora roku robiłam dla nich tłumaczenia, spotykałam się z klientami, głównie polskimi, w ich domach, wypełniałam z nimi formularze w języku angielskim, bo wielu nie mówiło po polsku, zbierałam niezbędną dokumentację i cały pakiet odsyłałam je do kancelarii. Byli bardzo prężną firmą, a ja byłam ich jednym przedstawicielem w obrębie trzech hrabstw, więc zlecenia sypały się tak, że czasem musiałam odmawiać, bo nie nadążałam z obowiązkami domowymi i podróżami do klientów. Pomagałam też Polakom w wizytach w szpitalach, bankach, załatwianiu różnych formalności urzędowych. Prowadzenie jednoosobowej działalności w UK jest łatwe, przyjemne i kosztuje nieco mniej niż w Polsce.

Czyli jednak dla Ciebie pozostanie z dzieckiem w domu nie oznaczało braku działań zawodowych. Byłaś i jesteś bardzo aktywną mamą.

Moją największą pasją jest pisanie, mam specjalność edytorską, zawsze pisałam, a to do gazetek szkolnych, a to do wewnętrznych biuletynów w pracy, a to teksty naukowe w pracy, dlatego też szybko nawiązałam współpracę z polskimi magazynami, pisałam dla nich artykuły, felietony, razem z koleżanką prowadziłyśmy też portal dla kobiet w naszym hrabstwie, pisałam tam artykuły na temat historii i atrakcji turystycznych naszego hrabstwa. Stało się to zaczątkiem ebooka, jaki stworzyłam wspólnie z mężem, pierwszego polskiego przewodnika po Northamptonshire.

Oboje uwielbiamy podróże, zwiedziliśmy pół Anglii, ja pisałam o tych miejscach, przeczesywałam źródła w bibliotece, by zebrać jak najwięcej informacji, mąż robił zdjęcia. Chciałam, żeby zostało nam coś na pamiątkę, z pobytu w Northamptonshire, bo tam spędziliśmy pierwsze chwile naszego małżeństwa i życia rodzinnego. Oboje jako niespokojne duchy nie lubimy siedzieć w jednym miejscu i wiedzieliśmy, że prędzej czy później zmienimy miejsce zamieszkania i nie będziemy wiecznie mieszkać w Northamptonshire.

Publikacja Waszego ebooka zbiegła się z narodzinami drugiego dziecka, synka, który urodził się z ciężką postacią alergii pokarmowej. Wiem, że nie miałaś już tyle czasu na pracę i też nastąpiły w Waszym życiu kolejne zmiany…

Tak, nasz synek w zasadzie niewiele mógł jeść, miał też bardzo silną postać AZS. Nie miałam już czasu na pracę, mały wymagał opieki przez całą dobę, kąpieli po kilka razy dziennie, smarowania specjalnymi kremami, również w nocy, bo nie mógł z tego powodu spać. Zrezygnowałam z wszystkich zawodowych zajęć.

Kilka miesięcy później mąż otrzymał ciekawą propozycję pracy w Irlandii. Starsza córka miała prawie 4 lata, w Anglii musiałaby zacząć już szkołę, dlatego był to odpowiedni czas by wyjechać, zanim została wciągnięta w system edukacyjny. Najpierw pojechał mąż, poszukał dla nas domu i za kilka tygodni dołączyliśmy do niego.

To był czerwiec 2014 roku, dokładnie w dniu jego wyjazdu dowiedziałam się, że będziemy mieli trzeciego dzidziusia, też to nam trochę zmieniało plany, bo znalazłam się w obcym kraju, z zupełnie innym, bo prywatnym systemem służby zdrowia, w ciąży, bez lekarza, ale szybciutko to ogarnęliśmy. Moje plany zawodowe też trochę się zmieniły, bo z trójką dzieci już nie mogłam być tak dyspozycyjna jakbym chciała i zrobiłam sobie zupełną przerwę na macierzyństwo.

Najstarsza jeszcze nie musiała tu iść do szkoły, panują inne zasady niż w UK, chodziła do przedszkola, gdzie szlifowała angielski, ja byłam tylko mamą, zajmowałam się nią i młodszym dzieckiem, który nadal chorował na alergię i AZS ( w sumie poprawa skóry następuje dopiero teraz, a z jedzeniem nadal jest problem, dlatego musimy gotować mu specjalne dania, unikając alergenów).

Urodziłam trzecie dziecko, i przez ponad dwa lata zawodowo nie robiłam nic, z braku czasu. Wykorzystałam ten czas na rozwój własny, na swoje pasje, np. nauczyłam się szyć, spędzałam też dużo czasu z dziećmi, zwiedzaliśmy Irlandię. Czytałam im, z małą poznawałam polskie literki, polskie książki. Gdy zaczęła szkołę irlandzką, uczestniczyłam w wielu kursach dla rodziców, bo są takie od językowych, komputerowych, po zupełnie hobbystyczne. Uczęszczałam na kurs kreatywnego pisania, rozwijałam swoje literackie i pisarskie pasje w języku angielskim.

Twoja najmłodsza córka skończyła dwa latka, a Ty stwierdziłaś, że czas by zrobić coś jeszcze, by za parę lat wrócić na rynek pracy.

Poszperałam w sieci, w biurach doradztwa zawodowego i rozpoczęłam studia z księgowości i biznesu na jednym z dublińskich college – studia w trybie online, w dogodnym dla siebie czasu, które wyglądają naprawdę imponująco jeśli chodzi o poziom zajęć, materiały, ćwiczenia i kontakt z wykładowcami, przygotowanie praktyczne.

Takie studia równocześnie przygotowują do zdawania egzaminów ACCA – jednej z najstarszych instytucji zrzeszającej księgowych, zdaję je jednym w certyfikowanych centrum egzaminacyjnych w Dublinie, również w dowolnie wybranych przeze mnie terminach, gdy czuję się gotowa, zapisuję się i podchodzę do egzaminu. Na razie zdałam pięć takich egzaminów, z siedmiu, które planuję.

Mam już cztery certyfikaty, jak na razie uprawniają mnie one do wykonywania czynności księgowego w małych i średnich przedsiębiorstwach – i właśnie kilka miesięcy temu, zupełnie przypadkiem, otrzymałam propozycję prowadzenia finansów średniej irlandzkiej spółki handlowej. Zostałam rzucona na dość głęboką wodę, przejęłam ten dział tuż pod koniec roku finansowego, który w Irlandii kończy się 31 marca. Moja poprzedniczka odeszła nagle i zostawiła nieco nieuporządkowane papiery, a ja weszłam w to i praktycznie z dnia na dzień zostałam sama. Miałam z nią tylko kilkugodzinne spotkanie na omówienie najważniejszych kwestii, reszta została dla mnie, ale poradziłam sobie, udało mi się wszystko uporządkować, uzupełnić, zamknąć rok.

Księgowość w Irlandii jest łatwiejsza, jest mniej przepisów, irlandzki Urząd Skarbowy również jest łaskawszy niż ten w Polsce. Deklaracje roczne, miesięczne i kwartalne składa się online, nie ma setek stron do wypełnienia, jest tylko kilka rubryk, wpisuję dane, zatwierdzam i już. Nie ma też tylu kontroli skarbowych.

Równocześnie nadal studiuję, by zdobyć dyplom, choć teraz, w natłoku obowiązków domowych i zawodowych mam mniej czasu na naukę, ale daję radę. Od ponad 10 lat nie mam telewizora, to bardzo dobry sposób na zajęcie się tym co ważne i nie tracenie czasu.

Posiadam uprawnienia pedagogiczne z zakresu nauk humanistycznych i od roku, w soboty uczę dzieci w wieku 10-12 lat języka polskiego, historii i polskiej przyrody w jednej z polskich szkół działających na terenie Irlandii. Nauczanie to też jedna z moich pasji i cieszę się, że mogę współtworzyć to miejsce i przekazywać młodym potomkom Polaków wiedzę o Polsce.

Jak sobie radzisz z takim natłokiem obowiązków, zarówno tych domowych, jaki i tych związanych z pracą zawodową? Jak to wszystko godzisz?

Studia z dziećmi to trudna sprawa, ale z pomocą męża daję rade. Praca i natłok zajęć pomagają mi w lepszym planowaniu czasu i paradoksalnie mam teraz więcej czasu dla dzieci i dla domu, bo idąc do pracy skupiam się na zadaniach, robię swoje, a wracając do domu, skupiam się na domu, dzieciach, ich rozwoju, rozrywkach, zajęciach dodatkowych.

Czuję się spełniona, bo godzę obie role – pracownika i mamy. No i trzecią – żony. Ale bez pomocy męża niedaleko bym zaszła. Uzupełniamy się i wspieramy. Nie pracuję na pełen etat, łącznie ze szkołą spędzam w pracy niewiele ponad 20 godzin w tygodniu, ale odciążyłam na tyle męża, że mógł zrezygnować z jednego dnia pracy i spędzamy teraz więcej czasu razem 🙂

Moje średnie dziecko we wrześniu kończy 5 lat i zaczyna szkołę, najmłodsza od pół roku jest w przedszkolu. Skupiam się też na nich, chcę spędzać z nimi czas. Małego przygotowuję do szkoły, dużo czytamy i rozmawiamy po angielsku, żeby rozwijał język, bo w domu mówimy głównie po polsku, ale po starszej córce widzę, że parę godzin dziennie w przedszkolu oraz irlandzcy znajomi, z którymi dużo rozmawiamy u dzieci czynią cuda – uczą się języka i akcentu błyskawicznie, więc myślę, że i on sobie poradzi.

Irlandzkie przedszkola są dość drogie, jedne z najdroższych w Europie, dlatego też niewiele mam wraca do pracy. Zostają z dziećmi przez kilka lat, a te lata również są kredytowane do emerytury. Przy dwójce czy trójce dzieci, nawet całym etatem nie zarobiły na opłaty, finansowo opłaca więc się siedzieć w domu i spędzać czas z dziećmi, dlatego Irlandki siedzą w domu.

W sumie większość Polek pracuje, dzieci zostawiają z opiekunkami, często przypadkowymi osobami, bez przygotowania, licencji, ubezpieczenia, ale za to biorącymi dużo mniej niż opiekunki z prawdziwego zdarzenia. To już indywidualna decyzja czy warto podjąć takie ryzyko dla paru groszy zarobionych poza domem.

A czy rząd w jakiś sposób wspiera kobiety, które chcą wrócić na rynek pracy po urodzeniu dziecka?

Są programy aktywizujące kobiety do powrotu na rynek pracy po przerwie, kursy, szkolenia, studia finansowane przez rząd. Wiele kobiet decyduje się na wolontariat. Na irlandzkim rynku pracy bardzo liczą się referencje, polecenia, opinie, a wolontariat oprócz zdobywania umiejętności potrzebnych na rynku pracy, daje też rekomendacje i potwierdzenie współpracy.

Wiek nie ma znaczenia w Irlandii, osoby po 40 czy 50 też pracują i również znajdują zatrudnienie. Prowadzenie działalności też jest łatwiejsze i tańsze niż w Polsce, mnóstwo ludzi decyduje się na świadczenie usług.

Jakie masz plany na przyszłość? Co zamierzasz robić jak dzieci już pójdą do szkoły?

Mam taki plan, gdy dzieci pójdą do szkoły i zyskam więcej czasu w ciągu dnia, by rozpocząć działalność świadczącą usługi dla small businessu, coś na kształt wirtualnego asystenta, zajmującego się prowadzeniem dokumentacji firmy, korespondencji, copywritingu, nadzoru nad serwisami www, social mediami, księgowością, wszystkim tym, co pożera w małej firmie najwięcej czasu, który można poświęcić na rozwój działalności, świadczenie usług.

Wiem, że wielu przedsiębiorców nie cierpi papierkowej roboty, a ja ją uwielbiam, więc myślę powoli o tym. Spełniałoby to moją potrzebę niezależności oraz możliwość wykorzystania moich umiejętności i doświadczeń, które nabyłam przez lata.

Myślałam też o kursach językowych dla Polaków, ale z własnego doświadczenia wiem, że oni niechętnie uczą się angielskiego, bo bez niego na Wyspach również można sobie poradzić, teraz gdy większość tam mieszkających to Polacy. No i nauka wymaga od kursanta nakładu pracy, a to też zniechęca.

W zasadzie ciągle się rozwijam, ciągle czegoś się uczę, mam kilka zawodów, a uważam, że im więcej umiejętności ma człowiek, tym większe ma szanse w świecie, szanse na ciekawe życie, na ciekawą pracę. I tego też uczę swoje i nie swoje, bo szkolne dzieci.

Bardzo Ci dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała: Ewa Moskalik Pieper

Zdjęcia: archiwum Agnieszki

Zobacz więcej

artykuł
  • Redakcja portalu Mamo Pracuj
  • 1 MIN. CZYTANIA
kobieta ma białe włosy
  • Jagoda Jasińska
  • 3 MIN. CZYTANIA
artykuł
grafika informująca o wydarzeniu w Google
  • Anna Łabno - Kucharska
  • 2 MIN. CZYTANIA
wywiad
ABB Karolina Dziarek-Ciuraszkiewicz
  • Dominika Cienkiewicz
  • 9 MIN. CZYTANIA
artykuł
  • Dominika Cienkiewicz
  • 2 MIN. CZYTANIA
artykuł
dieta dla nastolatków
  • Dominika Kamińska
  • 3 MIN. CZYTANIA
artykuł
styl business casual
  • Alicja Zielińska
  • 3 MIN. CZYTANIA

+3 tys. mam w newsletterze

© Mamopracuj 2024