ZAINSPIRUJ SIĘ
Praca, dzieci, domowe obowiązki, ale czy w tym zwariowanym tempie można wygospodarować przestrzeń na odpoczynek? Mając jeden etat w domu i drugi w firmie, niemałym wyzwaniem okazuje się znalezienie odrobiny czasu na obcowanie ze sobą, gloryfikowanie i smakowanie życia, zwłaszcza gdy nieustannie towarzyszą nam dzieci. A może to właśnie dzięki nim czas wolny i czas w ogóle nabiera nowego wymiaru?
Czas dla siebie
Nie ma lepszego balsamu na zbolałą duszę (i ciało) pełnoetatowej mamy niż zrobienie czegoś tylko dla siebie. Może to i egoizm, ale dla zatwardziałych matek Polek rada: zrelaksowana i zadowolona rodzicielka równa się szczęśliwe dziecko. Nie marnujmy więc okazji i gdy tylko w zasięgu pojawi się ktoś pełnoletni zarzućmy elegancki ciuch, wykonajmy dyskretny, acz podkreślający urodę makijaż, zanurzmy się w mgiełce ukochanych perfum i opuśćmy lokal. Taki urlop od siebie jest niezbędny zarówno na polu mama – dzieci jak i „a gdzie ona idzie taka wystrojona?” mąż – żona.
Jak to zrobić?
By poczuć się znów choć na chwilę sobą – kobietą, a nie sprzątaczko- kucharko- opiekunką nie potrzeba wiele. Dla oszczędnych: spacer wśród okoliczności przyrody (z dala od placów zabaw!), mierzenie fatałaszków w centrum handlowym, czytanie odmóżdżającej prasy kobiecej, a potem odkładanie z powrotem na półkę. Tudzież masaż, manicure, hit kinowy, czy podwójne macchiato jako wersja de lux. Warto zaplanować odpoczynek nie tylko w skali dnia, ale także tygodnia i roku. Zapewniam, że nim dziadkowie odstawią pod drzwi uśmiechnięte, najedzone i pełne wrażeń wnuczęta, my po bezdzietnym weekendzie znów dostrzeżemy w nich zalety, a nie doprowadzające na każdym kroku do ostateczności potwory.
Mój patent na niedzielę
Jeśli nawet nie uda się sprzedać nikomu dzieciarni na te dwa dni i tak ponad wszystko lubię niedzielę. Jedyny dzień, który odkąd rodzinka się powiększyła gloryfikujemy z mężem podobnie. Czyli, na ile okoliczności pozwolą totalnym nic nierobieniem, a raczej robieniem tego wszystkiego na co w pozostałe dni nie ma czasu. Nie, nie pościelimy łóżka do wieczora, nie będziemy zbierać zabawek nawet jeśli od dawna nie widać dywanu, nie rzucimy się w wir wszystkich zaległych obowiązków (biegania ze szmatką i ścierania kurzu, i innych, których nie chce mi się wspominać bo toż to jest właśnie niedziela). Niezbędne minimum wystarczy: bez pośpiechu przygotować pyszną strawę, łącząc składniki tak, by nawet córcia alergiczka mogła zjeść z nami. Usiądziemy leniwie przy stole rozkoszując się każdym kęsem, nie zadręczając nawzajem tym, co trzeba kupić, zrobić, co czeka nas jutro. Po prostu będziemy żuć jak krówska trawę na pastwisku, a potem byczyć się do oporu. Odprężająca lektura? – Czemu nie? Głupkowata komedia? – Jak najbardziej! – Ciastko i kawa na pobliskiej Starówce? – jeśli tylko zechce nam się ubrać, no i dzieciaki w końcu muszą mieć spacer. Niedzielna herbatka z przepisu męża, doprawiona dwoma wyciśnięciami cytryny i sekundą nalewania miodu, też będzie jak najbardziej na miejscu. I kto powiedział, że się nie da?
Zdjęcie: sxc.hu