ZAINSPIRUJ SIĘ
Na etacie już się napracowałam, teraz wolę pracować na siebie
- Ewa Moskalik - Pieper
- 7 czerwca 2019
- 8 MIN. CZYTANIA
Kingo, w ubiegłym roku, pierwszego dnia wiosny otrzymałaś tytuł Akredytowanego Fotografa Dziecięcego Akademii Fotografii Dziecięcej. Jakie to uczucie?
To była dla mnie ogromna niespodzianka. Czekałam i czekałam na tę wieść, ale nie nadchodziła. W pewnym momencie przestałam wierzyć, że kiedykolwiek uda mi się otrzymać Akredytację. Pamiętam, że w tym dniu moje Córeczki były chore i byłam z nimi u lekarza. Wróciłam do domu i zobaczyłam, że pod jednym ze zdjęć Akademia Fotografii Dziecięcej napisała: „Gratulacje!”.
Ucieszyłam się, ale musiałam wrócić do swoich obowiązków. Dopiero w momencie jak mój telefon zaczął bez przerwy wibrować i wydawać dziwne odgłosy, zrozumiałam się, że coś się stało. … i dopiero wtedy odebrałam maila z Akademii odnośnie Akredytacji. To było cudowne uczucie. Wprost nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Akredytacja przyszła do mnie niespodziewanie, tak jak wiosna …
Ile czasu Ci zajęło nauczenie się fotografii i osiągnięcie takiego poziomu wiedzy i umiejętności jaki posiadasz teraz? Ile kursów musiałaś odbyć?
Swoją przygodę w Akademii Fotografii Dziecięcej zaczęłam standardowo od kursu: „Wprowadzenie do Fotografii Dziecięcej”. Potem była „Fotografia część I”, „Sekrety fotografowania emocji”, „Fotografia część II”, „Obróbka w Lightroom”. Następnie uczestniczyłam w „Warsztatach Mistrzowskich”, które prowadził Michał Węgrzynowski.
Podczas nich zdecydowałam się, by zacząć swoją przygodę z Uniwersytetem Fotografii Dziecięcej. … i właśnie w tym momencie moje patrzenie i postrzeganie fotografii zmieniło się o 180 stopni. Miałam wrażenie, że „klapki” opadły z moich oczu. To był dla mnie pierwszy przełom, po którym moje fotografie nabrały głębi.
Podczas trwania I semestru Uniwersytetu zrobiłam jeszcze kurs „Planeta Photoshop”. Natomiast swoją naukę w Akademii zakończyłam na II semestrze Uniwersytetu.
Prowadzisz własną działalność fotograficzną. Od kiedy jesteś samodzielnym przedsiębiorcą? Jakie były początki?
Dokładnie w Dzień Dziecka mija rok, odkąd prowadzę swoją działalność. Moje Lawendowe FotoStudio.
Bardzo bałam się początków. Najtrudniejsze było dla mnie zrozumieć fakt, że dobre fotografie się same nie obronią, że dobre fotografie bez dobrego marketingu nie sprawią, że będę miała Klientów.
Mieszkam w Rybniku na Śląsku, w którym jest sporo fotografów dziecięcych … i właśnie wyjście z cienia było dla mnie najtrudniejsze. Wcześniej było można oglądać moje prace na wystawach i na różnych konkursach, ale jednak skierowanie się z ofertą do konkretnego Klienta sprawiło mi największą trudność. Na wszystko potrzeba czasu i niektórych czynności nie idzie przeskoczyć.
Wchodząc na Twoją stronę widać ogromną pasję i nie tylko zdjęcia oddają ten stan, ale również to, w jaki sposób opowiadasz o fotografii. Napisałaś, że w fotografii „jesteś zakochana po uszy”. Co takiego jest w tym zawodzie?
Dlaczego jestem zakochana w mojej pracy? Gdyż kocham ludzi, kocham ich poznawać, a także słuchać ich historii. Jednym z moich marzeń jest sprawiać, by każda osoba, która mnie odwiedziła mogła patrzeć na swoje fotografie i do nich nie raz, nie dwa, ale systematycznie wracać i wspominać.
Odwiedzają mnie osoby czasem niesamowicie do mnie podobne, a czasem całkowicie odmienne. Pracując na etacie nie byłabym w stanie móc ich wszystkich poznać. Opowiadając moim klientom o sobie zawsze mówię, że na etacie już wystarczająco dużo się napracowałam. Teraz wolę pracować na siebie i spełniać moje marzenia, w których pasja fotografii, to już nie tylko pasja, ale i zawód.
Ulubiona sesja, taka do której wracasz myślami?
… oj było ich dużo, ale jedna szczególnie w mojej pamięci wyryła ślad. To była sesja nie dla klientów, chciałam spełnić swoją artystyczną wizję. Zamarzyło mi się odwiedzenie bardzo starego, zabytkowego już budynku, który przeznaczony jest do modernizacji. Wspólnie z mężem i znajomymi umówiliśmy się na konkretny termin. Wszystko miało być dopięte na ostatni guzik.
Odbierając klucze ze Straży Miejskiej, okazało się, że jednak tych kluczy nie dostanę. Musiałam wszystko przełożyć i prosić jednocześnie Prezydenta Miasta Rybnik o pozwolenie na wejście. Udało mi się wszystko załatwić w ciągu tygodnia. Znalazłam również dziewczynę, która zgodziła się wejść z nami, w zamian za wykonane zdjęcia.
Dzień przed zdjęciami miałam z nią kontakt, ale w dniu sesji wszystko zaczęło się psuć. Rano odebrałam klucze i trzymając je w torebce czułam niepokój. Była godzina 15:30 i już miałam jechać na umówione spotkanie, ale pech chciał, że modelka nie odbierała już ode mnie telefonu.
W ekspresowym tempie przebrałam moją najstarszą córeczkę Paulinkę, spakowałyśmy się i pojechałyśmy przed budynek. Było mi przykro, że ktoś w tak głupi sposób ze mnie zadrwił, ale jednocześnie wiedziałam, że tak wspaniałej modelki, jak moja córeczka nigdzie bym nie znalazła i z nikim tak dobrze jak z nią nie będzie mi się współpracować. Zdjęcia wyszły pięknie i w późniejszym czasie chciałabym zrobić z nich wystawę.
Jesteś żoną Damiana i mamą trzech dziewczynek. Swój pierwszy kurs w Akademii musiałaś przełożyć, bo okazało się, że jesteś w ciąży bliźniaczej. Jak z trójką dzieci (w tym bliźniaczki :)) udało Ci się realizować naukę w Akademii Fotografii Dziecięcej? Jak organizowałaś sobie czas?
Swój pierwszy kurs w Akademii Fotografii Dziecięcej musiałam odłożyć w czasie, bo nie zdążyłabym go ukończyć przed rozwiązaniem ciąży. Moje dziewczynki nie były śpiochami. Nigdy nie zapomnę tego czasu jak w nocy lulałam Zuzię na rękach, a drugą ręką bujałam wózkiem, w którym leżała Alusia i by nie zasnąć czytałam poszczególne rozdziały kursów Akademii.
Fotografia i pochłanianie wiedzy trzymało mnie na nogach, by w nocy nie zasnąć z dziećmi na rękach, a potrafiły się budzić dziesiątki razy. W nocy czytałam, a w dzień podczas zabawy robiłam im zdjęcia, by potem móc je wysłać jako prace domowe.
Jak wygląda dzisiaj Twój dzień pracy?
O godzinie 8:00 dziewczynki zaczynają przedszkole. Najstarsza Paulinka je uwielbia, ale bliźniaczki Ala i Zuzia najchętniej zostałyby ze mną cały dzień. Jak dziewczynki są w przedszkolu, to ja albo robię zdjęcia, albo na komputerze je obrabiam. O 14:00 odbieram moje bąble z przedszkola i jeśli nie mam w tym dniu już żadnej sesji, to bawimy się wspólnie, albo odwiedzamy ciekawe miejsca.
Dziewczynki około 20 idą spać, a ja wtedy znów siadam przed komputerem i obrabiam zdjęcia. Kładę się do łóżka około 1 w nocy. Teraz w sezonie komunijnym koło 3, po to by rano wstać i znów zacząć dzień z uśmiechem na twarzy.
Za co cenisz sobie jeszcze naukę w Akademii?
Za przyjaźnie. Dzięki Akademii Fotografii Dziecięcej poznałam wspaniałe fotografki, które również tak jak ja są mamami, a które chciały robić coraz lepsze zdjęcia. To one nie raz, nie dwa mnie motywowały i sprawiały, że warto iść dalej. Praca fotografa, to nie tylko piękne chwile. Doświadczyłam również tych smutnych, ale w Akademii miałam wsparcie. Nigdy nie zapomnę słów Michała, założyciela Akademii, by zawsze iść z podniesioną głową i właśnie tego uczyć dzieci.
Twoje prace były już wielokrotnie nagradzane. Z czego jesteś dzisiaj najbardziej dumna?
Każda nagroda była dla mnie ważna, bez względu na to, czy był to konkurs regionalny, ogólnopolski, czy międzynarodowy. Każde opublikowane zdjęcie wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Tak samo z wystawami, dla mnie nie ma znaczenia, czy moje zdjęcia „wiszą” w Rybniku, czy w odległym Amsterdamie. Każdy nagroda cieszy, każdy mały sukces cieszy. A jak to mówią małymi kroczkami i do przodu.
Co powiedziałabyś innym kobietom, mamom, które dzisiaj szukają pomysłu na siebie. Marzą o własnej działalności. Jak zmotywowałabyś je do działania?
Grunt, to znaleźć coś, co się lubi, swoją pasję, swój pomysł na życie. Gdy robimy, to co kochamy, to nawet nieprzespane nocy i zmęczenie sprawiają, że chce się iść do przodu. Nie warto rozpamiętywać przeszłości, ale warto małymi kroczkami iść do przodu.
Dziękuję Ci za rozmowę.
Rozmawiała: Ewa Moskalik Pieper
Zdjęcie główne: Małgorzata Domagała
Pozostałe zdjęcia: Kinga Drążek Lawendowe FotoStudio