ZAINSPIRUJ SIĘ
Od dziewczęcych pragnień do dorosłych marzeń: siła, która zmienia świat
- Redakcja portalu Mamo Pracuj
- 11 października 2024
- 9 MIN. CZYTANIA
Międzynarodowy Dzień Dziewczynek 2024
Basia: Można marzyć, by MIEĆ i można marzyć, by BYĆ. Kiedy byłam małą dziewczynką, moje marzenia koncentrowały się głównie na chęci posiadania rzeczy. Chciałam mieć konia na biegunach, dwumetrową pluszową Myszkę Miki, fluorescencyjne farbki plakatowe, piórnik w kształcie żyrafy, lalkę Barbie i wszystkie filmy Disneya na kasetach wideo. Z czasem rzeczy ustąpiły miejsca doświadczeniom, a ja zaczęłam marzyć o karierze na scenie, filmowych rolach, czerwonych dywanach, podróżach. Przyszedł, też taki moment, że marzeń nie było w ogóle. W życiu pojawiała się praca, obowiązki, a na marzenia zabrakło miejsca. Nie zauważyłam nawet kiedy to się wydarzyło.

Marzenia o lepszym świecie
Czy można żyć bez marzeń? Można, ale jest to życie pozbawione lekkości, odarte z wyobraźni, uboższe w przelotne zachwyty, radość i zabawę. Kiedy pozwalamy sobie marzyć, pozwalamy swojej wyobraźni tworzyć alternatywne światy, dowiadujemy się wiele o swoich pragnieniach, miejscach, w których chciałybyśmy być, ludziach których chciałybyśmy poznać.
Marzenia pozwalają nam poznać same siebie, dowiedzieć się co sprawia, że się uśmiechamy, że jesteśmy szczęśliwe, bezpieczne, spełnione. Dowiadujemy się kim jesteśmy i kim chcemy być. Dla mnie oddanie się marzeniom, ma coś wspólnego ze smakowaniem świata. Kiedy kilka lat temu zapisałam się na zajęcia pływania w syrenim ogonie (mermaiding). Nie żartuję, naprawdę są takie zajęcia – od razu wiedziałam, że pokocham to hobby całą sobą. Wystarczy, że na monopłetwę naciągniesz kolorowy syreni ogon i zwykłe pływanie w basenie staje się bajkową przygodą, a Ty zostajesz Arielką.

Dziś śmiało mówię o tym, że marzę i spełniam marzenia, by robić miejsce na kolejne.
O czym marzę? O rejsach po morzach i oceanach, pływaniu w syrenim ogonie i poznawaniu wszystkich odcieni świata z całkowitą otwartością. Mam też marzenie, które jest we mnie od dzieciństwa, marzenie uznawane za naiwne, ale dla mnie wciąż warte tego, by marzyć.
Marzę o świecie, w którym miejsce urodzenie nie determinuje niczyjej przyszłości, w którym nie ma wojen, a religie nie są źródłem konfliktów. Tak, wiem, że to naiwna wizja. Jeśli jednak jest choć cień szansy, że każde marzenie może się kiedyś spełnić, to wolę pozostać w tej naiwności licząc, że taki świat jest możliwy.
Co powiedziałabyś sobie jako dziewczynce?
Chciałam być dzielna, nieustraszona i niezależna
Agnieszka: Idąc schematem Basi – tym, że marzenia są o posiadaniu i o byciu, to jako mała dziewczynka, jak chyba każde dziecko niemało marzyłam o tym, by mieć. Mieć swój własny pokój – i tego się doczekałam. Bardzo chciałam mieć oryginalną Barbie i to też się spełniło, dostałam od babci piękną rudą lalkę. Chciałam też figurkę księżniczki Lei z Gwiezdnych Wojen. Takiej pięknej, ze sceny finałowej pierwszej a zasadniczo czwartej części. 😉 Niestety nie dostałam jej, co wywołało potok łez i nieustającą tęsknotę za zabawką z wielkiego supermarketu.

Taka jak księżniczka Leia też chciałam być dzielna, nieustraszona i niezależna, ale gdy trzeba, to zawadiacko i z udawaną niechęcią przyjmująca pomoc. Oczywiście w sukience i wygodnych butach, w których można przejść cały świat, a nawet zdobywać kosmiczne przestrzenie, a nie w niewygodnych pantofelkach księżniczki 😉
Od najmłodszych lat wychowywałam się przy dźwiękach muzyki. Ona zawsze była i jest obecna w moim życiu – nie zadziwia zatem fakt, że chciałam zawodowo śpiewać, nawet w szkole zapisałam się zupełnie sama, bez pomocy mamy na chór i chodziłam na te zajęcia, które sprawiały mi ogrom przyjemności i dumy z siebie. Czy marzenie o byciu gwiazdą estrady było zasadne? Absolutnie nie! Byłam bardzo wstydliwą i niepewną siebie dziewczynką, każda próba występu przed rodziną kończyła się ucieczką do szafy i siedzeniem tam, aż wstyd minął. Dlatego też wdzięczna jestem wszystkim dookoła, że nikt nie wzbudzał we mnie tych marzeń, nie rozbudzał płonnych nadziei.
O czym marzę dzisiaj? Nie wiem, czy przy wirze codzienności i twardym stąpaniu po ziemi zostało we mnie jeszcze coś z tej naiwnej, małej marzycielki. Nie mówię tego w negatywnym kontekście. Zdaję sobie sprawę z tego, że moje dziecięce marzenia były na tyle oderwane od rzeczywistości, że nawet nie dążyłam do ich spełnienia. Na obecną chwilę takim codziennym marzeniem do poduszki jest spokojny świat bez wojen, zdrowie, doczekanie kiedyś własnego, pięknego domu i gromadki wnucząt, które będę mogła tulić i rozpieszczać.
Co bym powiedziała młodszej sobie? Jeśli o czymś marzysz, działaj! Nie wstydź się marzeń i mów o nich głośno, bo jeśli los (czy ktoś) ma im sprzyjać, to musi o tym wiedzieć.
Jak byłam dziewczynką, nie potrafiłam mówić o swoich pragnieniach, nie umiałam powiedzieć: Mamo/tato/babciu – ja chcę „to”! Konkretne „to”. Mówiłam, że chcę coś, a nikt się nie domyślał, że coś to „to”.

Dlaczego nie spróbowałaś, dlaczego nie zawalczyłaś o swoje marzenia, o siebie?
Ewa: Czy dziewczynka może marzyć o byciu pilotką samolotów? Mam nadzieję, że teraz więcej kobiet, niż kiedy byłam dziewczynką, odpowie na to pytanie: tak. Zawsze ciągnęło mnie do samochodów, w sumie więcej bawiłam się resorakami niż lalkami. Częściej brałam udział w wyścigach samochodowych niż w zabawach w dom. Może dlatego codzienne gotowanie to dla mnie katorga i robię to, bo trzeba, bo się nauczyłam.
Od zawsze marzyłam też o podróżach, ale oczami wyobraźni patrzyłam na świat z lotu ptaka, czyli znowu powraca temat latania. Chciałam mieszkać za granicą, czuć energię płynącą z innej kultury. Marzyłam też o życiu w wielkim mieście. To marzenie spełniłam. W dzieciństwie zamykałam oczy i widziałam ulice miasta pogrążone w deszczu i błyszczące od świateł. Bycie w podróży i zmiana, widok nowych miejsc były i są nadal ogromnie kuszące dla mnie. Od zawsze mam poczucie, że podróż zatrzymuje upływający czas. Choć ten przyjemny stan mija przecież nam tak szybko.

Od zawsze też marzyłam i marzę nadal (kto mi zabroni? :)) o pracy w radiu. Mam wrażenie, że ciągnie mnie tam, gdzie muszę wyjść poza swoje ograniczenia, zrzucić niepewność, odrzucić nieśmiałość i się otworzyć. Podobnie było z najskrytszym marzeniem o aktorstwie, w sumie kiedyś nawet o nim bym nie powiedziała głośno, tak się wstydziłam. Czy można się wstydzić swoich marzeń? Jak widać tak. Dlaczego? Bo one mówią o nas, a nie zawsze chcemy pokazywać swoje wnętrze, nie wszystkim. Dzisiaj wiem, że o marzeniach trzeba mówić głośno, bo wtedy mają szansę się spełnić. Nie wiadomo przecież, kto Cię usłyszy…
Zadaję teraz sobie i Tobie pytanie: dlaczego nie spróbowałaś, dlaczego nie zawalczyłaś o swoje marzenia, o siebie? Co Ci przeszkodziło? Brak wiary w siebie, Twoich bliskich w Ciebie, a co za tym idzie, brak wsparcia? Stereotypy i błędne przekonania, krytyk wewnętrzny i wysokie oczekiwania…? Na pewno jeszcze można coś dodać…

Mam jednak głębokie przekonanie, a nawet pewność, że marzenia do nas wracają. Jeśli o czymś marzyłyśmy i tego nie zrealizowałyśmy, zostaje w nas jakaś luka, pusta kartka i ona musi się zapełnić. Dlatego w dorosłym życiu spotykasz ludzi, trafiasz w miejsca, które uparcie przypominają Ci o sobie. Zauważyłaś? Bo choć pojawiają się nowe marzenia, to te z dzieciństwa, jak przechowywane w skrzyni skarby, nadal są. Te spełnione dają Ci moc i satysfakcję, a te niespełnione domagają się uwagi. Prędzej czy później zapukają z pytaniem, czy je zrealizujesz? Może w innym miejscu, w innym czasie, w inny sposób, ale zrobisz to. Ja w to wierzę!
Och! Ty nie masz marzeń!
Sylwia: W dzieciństwie miałam wiele marzeń, które podobnie jak u Basi były natury materialnej. Pamiętam, jak w ciepłe letnie wieczory, siedziałam na tarasie, wpatrując się w nocne niebo, czekałam na spadające gwiazdy. Zaskakująco często miałam okazję je zobaczyć. Wtedy też wymieniałam dziecięce marzenia. Było to pragnienie posiadania modnych butów – takich jak koleżanka, “malowideł” (tych odpustowych cieni do oczu w kolorach zieleni i fioletu i różowo-fioletowych szminek – szaleństwo), domku dla lalek Barbie, nowego zestawu pasteli czy farb akwarelowych i innych tego typu rzeczy. Część z nich udało się spełnić.

Z czasem te marzenia zaczęły się zmieniać. Często były uzależnione od osób trzecich, jeśli już realizowane to w towarzystwie. Jednak w zdecydowanej większości nie były nieosiągalne, sama na to nie pozwalałam, myśląc: nie dla takich jak ja…
Ten pomysł, by napisać o marzeniach, w pierwszym momencie nasunął mi taki lekki, bajkowy obraz. Jaskrawe kolory, migoczące słońce, świat mieniący się brokatem, ciepły i radosny. I wtedy zapytałam siebie – Sylwia, jakie Ty masz marzenia? I ten świat, ten czar… prysł. Usłyszałam w głowie głos: „Och! Ty nie masz marzeń! Ty nigdy nie miałaś marzeń, Sylwia…”. W gorączkowym rachunku sumienia uspokoiłam myśli. Csiii, miałam i mam. Część zrealizowałam, o części, owszem, zapomniałam, część porzuciłam…
A teraz? Teraz nie mam wiele przestrzeni, by marzyć i te marzenia realizować. A są to marzenia całkiem przyziemne, prozaiczne. Wypić ciepłą herbatę w ciszy i spokoju, zadbać o siebie, tak długofalowo, wyspać się, zacząć normalnie w tym, ciągle nowym dla mnie, matczynym świecie funkcjonować, znaleźć czas na… bycie sobą, wszystkie pasje i zajawki (i nieważne czy porzucane po tygodniu czy nie).

Mam marzenia, ale chwilowo je stłamsiłam, codzienność je przygniotła. Ale wiesz co? Nie porzucam ich, one zaczekają, tak jak ja, na odpowiedni moment.
Zdjęcie: archiwum Basi, Agnieszki, Ewy i Sylwii