ZAINSPIRUJ SIĘ
#zostańwdomu z czwórką dzieci i nie zwariuj! Kwarantanna okiem wielodzietnej mamy
- Agnieszka Wadecka
- 31 marca 2020
- 7 MIN. CZYTANIA
Kwarantanna okiem wielodzietnej mamy
Kolejny dzień dzwoni budzik, jest po ósmej. Wstaję, patrzę przez okno, widok taki jak zwykle, ale ten świat… inny niż kilka tygodni temu.
Na osiedlowym parkingu pełno aut mimo, że jeszcze dwa tygodnie temu o tej porze było tu pusto. Biorę na ręce 8-miesięczną córkę, idziemy na poranną toaletę, ubieram ją, potem szukam ubrań dla pozostałej trójki dzieci. Chwilę bawią się razem, a ja ogarniam siebie w 2 minuty. Idziemy na śniadanie, sobie robię kawę, bez niej nie ruszam. Potem każdy udaje się do swoich zajęć, my dziewczyny razem, a chłopcy idą się bawić autami.
Starszy syn ma 6 lat, jego książki utknęły w przedszkolu, musimy je odebrać, ale przez te dwa tygodnie wymyślamy mu czytanki, kolorowanki i filmy edukacyjne, żeby mógł się zająć czymś co ma związek z nauką i materiałem przerabianym w zerówce.
Gorzej z trzylatkiem, to istny żywioł – głośny, rozbiegany, absorbujący, na szczęście z bratem trzyma sztamę, więc dużo czasu spędzają razem, a z męskimi sprawami chodzą do taty, on lepiej ogarnia dinozaury, wyścigi i sztuki walki.
Przeczytaj także: Czy praca zdalna to dobre rozwiązanie dla mamy?
Ding dong
Znad kawy wyrywają mnie różne dźwięki, malutka szarpie za nogawkę pojękując „meme”. Idą jej zęby, ma mamozę i ponad dwa tygodnie nie była na spacerze. Sen w wózku przy otwartym balkonie wcale nie załatwia sprawy, nie buja tak przyjemnie jak po dziurawym chodniku. Z dwóch -trzech godzin drzemek przez cały dzień zostało nam może pół godziny dzielone na co najmniej trzy razy. Oczywiście jeśli dobrze pójdzie.
Pozostałe dźwięki to aplikacje w telefonie, maile, Skype i Librus – nowy dzień, nowe zadania oraz kolejne książki do odebrania, tym razem z języka obcego.
To nic, że wczoraj odbieraliśmy książki do matematyki i polskiego. Irytacja narasta. Siadamy do stołu: ja, mój laptop, młodsza córka u mnie na kolanach i ośmiolatka z pomocami naukowymi. Czytam maile, zaczynam pracę i słyszę „mamo, pomóż”. Pomóż trochę trwa, znowu zabieram się do działania. Zadania zajmują nam kilka godzin, moje ucierpiały, więc będę nadrabiać po południu albo w nocy. Przynajmniej córka ma wszystko zrobione, wysyłamy raport mailem.
Najfajniejsze są piątki. Wychowawczyni córki nie zadaje jej wtedy zadań w książkach, ale daje prace plastyczne, zajęcia ruchowe z filmików instruktażowych na youtube, piosenki do śpiewania. W to włączamy się wszyscy, ćwiczymy, tańczymy walczyka, oglądamy film o bocianach.
Wiem, że kilka tygodni temu jakby mi ktoś powiedział, że będziemy tak świrować to postukałabym się w czoło, w zabieganiu nigdy nie było na to czasu.
A po pracy …
Potem wszytko toczy się jakoś tak spokojnie, niespiesznie. Pijemy kawę po zakończonych zadaniach, mąż robi obiad, przed obiadem sprzątamy, a po obiedzie każdy ma swój czas, chyba, że chcemy wspólnie w coś pograć, pobawić się. Wieczorem po kolei kąpanie, kolacja, modlitwa. Dziękujemy za ten dzień, prosimy o zdrowie. Ja usypiam młodszą dwójkę, mąż idzie czytać starszym.
Dzień się kończy, a ja zaczynam panikować. Czy to się kiedyś skończy? Czuję się jak w filmie, jak w „Igrzyskach Śmierci”. Codziennie docierają wiadomości o liczbie zachorowań i zgonów. Nie dowierzam, że to się naprawdę dzieje.
Przeczytaj także: Co robić w czasie kwarantanny?
W innej rzeczywistości
Kilka minut przed szóstą wstaję i nie ogarniam. Znowu niewyspana szukam po ciemku kapci, cichutko by nikogo nie obudzić. Zastanawiam się czy kiedyś nadejdzie czas, że nie będę musiała tak wcześnie wstawać i śmieję się w duchu, że może na emeryturze. Ach, gdybym wiedziała…
Robię śniadanie i wyprawiam męża do pracy, dzieci do szkoły i przedszkola. Trzylatek i niemowlaczek jeszcze śpią, ja w tym czasie spokojnie sprzątam, jem śniadanie, piję kawę, potem włączam laptopa i spokojnie siadam do pracy. W międzyczasie mam okienko na ogarnięcie dzieci, znowu praca i wreszcie spacer, małe zakupy, szkoła, przedszkole.
Właśnie, odbijam kartę, syn się przebiera, stoję, czekam i przysłuchuję się rozmowie dwóch mam. Mówią o koronawirusie, czy zamkną szkoły i przedszkola, czy zamkną nas w domach, czy trzeba robić zapasy. Zastanawiam się nad tym chwilę, ale dla mnie to brzmi nierealnie. Zresztą złości mnie ten temat, bo chcę iść na targi dla mam, a mąż próbuje mi to odradzić, bo się boi, że się zarazimy tym wirusem z Chin. Serio? Tu, w Polsce?
Przeczytaj także: 10 mitów pracy z domu, z którymi się zmierzysz
Weekendy w czasach kwarantanny
Weekendy lubię najbardziej, są spokojne, poświęcamy sobie mnóstwo czasu. Nikt nigdzie nie pędzi, mąż ma swój e-learning w domu, córka ma dwa dni na odpoczynek od nauki, ja mogę przystopować.
Przed kwarantanną sobota była dniem zakupów, teraz robimy większe zakupy za to rzadziej, by jak najmniej wychodzić. Staramy się je robić w poniedziałek z rana, wtedy ludzi jest mniej, to daje w głowie poczucie względnego spokoju. W tygodniu bywa nerwowo, czujemy presję by wszystko ogarnąć, metry kwadratowe się kurczą, w weekend jest odwrotnie. Nadrabiamy mnóstwo rodzinnego czasu, którego nam zawsze brakowało. To co w tygodniu jest hałasem, w weekend zmienia się w radosny gwar.
Rodzina to siła
Patrzę na nich: mój kochany mąż, który pewnie też się boi, ale zupełnie nie daje nam tego odczuć. Radosna ośmiolatka, gdy pada temat koronawirusa ona zdaje sobie sprawę jak to jest poważne, czuję, że przez to wszystko dorasta szybciej, nabiera mądrości.
Sześciolatek, który dopiero co zmienił placówkę przedszkolną na inną. W tej nowej bardzo się rozwinął, z kompletnej nieznajomości literek w kilka miesięcy zaczął czytać, spotkał fajnych kolegów, razem emocjonowali się tym, że niedługo pójdą do szkoły, a ja nawet nie wiem czy we wrześniu będzie spokojnie i szkoła się normalnie zacznie.
Trzylatek, który z jednej strony jest zachwycony, że wszyscy są w domu, ma się z kim bawić i przed kim popisywać, z drugiej strony czekał na wiosnę, miał iść na boisko kopać piłkę, jeszcze poczeka. We wrześniu miał iść do przedszkola, nie zdążyliśmy złożyć podania przed kwarantanną. Nie wiem czy pójdzie.
I ona, nasza maleńka 8-miesięczna iskierka, nasze tęczowe maleństwo, oczko w głowie całej naszej piątki. Cała ciąża była pełna niepokoju, ale gdy się urodziła zdrowa, gdy była już z nami to wszystko miało być dobrze, miało być spokojnie.
W zeszłym roku, gdy pisałam ten tekst sądziłam, że kiedyś napiszę taki, w którym podzielę się tym jak wygląda życie z czwórką dzieci. Nie sądziłam jednak, że przyjdzie mi pisać jak to jest z czwórką dzieci w tak… niezwykłych czasach.
Ta czwórka to moja siła napędowa. Polubiłam tą naszą „kwarantannę”, polubiłam naukę z córką (nie lubię tego, że to zajmuje dużo czasu, to fakt, ale wspólny czas jest bezcenny). Nie zawsze jest lekko, czasem jest lęk, czasem złość, a nieraz kompletna bezsilność, ale więcej tu śmiechu i miłości.
Zdrowia Wam życzę. I spokoju. Tego nam wszystkim teraz potrzeba.
Zdjęcie: 123 rf